W starożytnej Grecji monotonną i trudną pracę miała harmonizować muzyka. I jest to pierwszy przypadek, kiedy ktoś wpadł na pomysł, że muzyka idzie w parze z pracą. Jednak nikt długo nie analizował, czemu właściwie, słuchając Beethovena projekt rozpisuje się sam, a budżet zgadza za pierwszym razem.. Dopiero w latach 30. XX przeprowadzono pierwsze badania na ten temat. Ówcześni specjaliści orzekli, że przypisywany muzyce wzrost produktywności wynosi od 6,2% do 11,3%. Czemu się tak dzieje? Dotychczas nikomu nie udało się przekonująco wytłumaczyć, jaka jest wartość adaptacyjna muzyki w życiu człowieka.
Co wiadomo na pewno, to że fachowo muzykę w pracy dzieli się na dwa rodzaje:
– muzykę przemysłową (industrial music)
– tło muzyczne (background music)
Muzykę przemysłową usłyszycie w..? Tak, fabryce. Jaki jest główny cel jej emitowania? Nie, wcale nie rytmizowanie wykonywanych czynności ale podnoszenie morale pracowników! Lepiej czują się w środowisku pracy, muzyka pozwala im poczuć silniejszą więź z kolegami i… pomaga głębiej utożsamić się ze swoją pracą. A co za tym wszystkim idzie? Tak, wzrost wydajności. A poza tym – zmniejsza się ilość wykonywanych błędów.
Tło muzyczne natomiast, to muzyka, która bardziej ma wpływać na klientów niż samych pracowników. Usłyszycie ją w bankach czy supermarketach, i o ile ma mieć stymulujący wpływ najpewniej na odpływ gotówki z twojego portfela – u pracowników tych miejsc powoduje jednak stres. Jest bowiem najczęściej monotonna i emitowana w pętli (czyli, cały dzień powtarzają się te same motywy).
No i na koniec jeden fakt amerykańskich naukowców. Muzyka powinna towarzyszyć 42% czasu pracy. W środowisku przemysłowym nie powinna, wraz z hałasem, przekraczać 80 dB (stąd często pracownikom zaleca się używania słuchawek).
Nikt natomiast nie zbadał jeszcze, jaka muzyka powinna towarzyszyć coworkerom. Czy powinna studzić emocje, czy zachęcać do przełamywania barier? Wprowadzać harmonię, czy nadawać większe tempo? Nasz bostoński łącznik – Weronika Szarafin, na co dzień aktywnie badająca coworkingi za oceanem, z wielkim entuzjazmem opowiada o tym, że jednak tak! Muzyka + coworking = idealne miejsce pracy. No bo na przykład, taka sytuacja: poniedziałek rano. 9 rano. Smutna jesień… Myślami jesteś jeszcze na piątkowej imprezie w Sopocie.. co prawda siedzisz przy biurku ale chyba jednak bardziej markujesz pracę (fejs się sam nie sprawdzi, pudelek sam nie przeczyta etc.) Wiesz już dobrze, w tym tygodniu nic odkrywczego nie wymyślisz. Patrzysz po sali, wiesz dokładnie, że wszyscy myślą jeden do jednego to samo. I nagle! Cichutko.. nieśmiale.. z głośnika dobiega znana nuta.. „laaast christmas..”
I na wszystkich twarzach uśmiechy, „ha, nie no..co za suchar..” „aaaa ileż można…”, „może jeszcze Kevina obejrzyjmy..”, „sezon na last christmas uważam za otwarty”, „a może zróbmy jakąś apkę świąteczną”, „no bez kitu!…” and so on..
A Ty? Jakiej muzyki słuchasz w pracy?
Małgorzata Kraszewska